środa, 10 sierpnia 2011

po wodzie

trudno zacząć, jak zwykle. a tym trudniej może, że dawno tu nie byłem, nie zaglądałem, nie dbałem nawet o to, co tu. wszystko, co było wcześniej zapisane, bolało, wracanie też bolało. dlatego nie wracałem. a teraz, teraz jest już inaczej, choć paradoksalnie niewiele się zmieniło. główna zmiana, to że często już nie potrafię być smutny. tak po prostu: nie potrafię. kiedyś przychodziło mi to bez trudu, byłem smutny na zawołanie, smuciłem się przez cały czas. a teraz nie. myśli podobne, w lustrze podobny, wszystko podobne, ale bez tego mroku, w którym brnąłem. dziwne.
już od dłuższego czasu myślę o skasowaniu tego pamiętnika. ale jeszcze nie dziś. jest na to jeszcze czas.
ostatniej niedzieli spodobało mi się: "każ przyjść mi do siebie po wodzie". potem uzmysłowiłem sobie, że pierwszy wpis w tym blogu także nawiązywał do tego właśnie fragmentu. może wreszcie odważyłem się, żeby spróbować. albo przynajmniej zabieram się do przejścia przez burtę. kroczyć wreszcie swobodnie po morzu smutku, być ponad tym, nie tonąć. paradoksy.
jesteście tam jeszcze? a Ty jesteś?