środa, 22 stycznia 2014

zwykli

Czasem zdarza się, że zwykli mężczyźni i zwykłe kobiety, nie tracąc nic ze swojej zwykłości stają się dla siebie nawzajem niezwykli. Zdarza się też, że wcale im to później nie przechodzi. Osobliwe.

poniedziałek, 8 lipca 2013

horror tenebrarum

przeszedłem przez mrok
i wciąż się o niego ocieram
dlatego boję się
i drżę

Jest Słońce, które nigdy nie zachodzi. Ale można wybierać taką drogę, żeby wciąż iść w cieniu.

wtorek, 27 września 2011

w labiryncie

Wchodzę bezrefleksyjnie między półki, mijam regały, jeden za drugim. Idę wzdłuż alejek, niezbyt szybko, ale i nie noga za nogą. Patrzę badawczo, ale bez ekscytacji. Wiem, że nic się nie zdarzy, a jednocześnie mam nadzieję, że będzie inaczej. Chciałbym się tu zgubić, choć znam drogę. Chciałbym zatracić się w jednej z otaczających mnie opowieści, ale wiem, że nigdy nie poczuję się jej częścią. Kiedy już stąd wyjdę, wciąż będę błądził w moim wewnętrznym labiryncie.

środa, 10 sierpnia 2011

po wodzie

trudno zacząć, jak zwykle. a tym trudniej może, że dawno tu nie byłem, nie zaglądałem, nie dbałem nawet o to, co tu. wszystko, co było wcześniej zapisane, bolało, wracanie też bolało. dlatego nie wracałem. a teraz, teraz jest już inaczej, choć paradoksalnie niewiele się zmieniło. główna zmiana, to że często już nie potrafię być smutny. tak po prostu: nie potrafię. kiedyś przychodziło mi to bez trudu, byłem smutny na zawołanie, smuciłem się przez cały czas. a teraz nie. myśli podobne, w lustrze podobny, wszystko podobne, ale bez tego mroku, w którym brnąłem. dziwne.
już od dłuższego czasu myślę o skasowaniu tego pamiętnika. ale jeszcze nie dziś. jest na to jeszcze czas.
ostatniej niedzieli spodobało mi się: "każ przyjść mi do siebie po wodzie". potem uzmysłowiłem sobie, że pierwszy wpis w tym blogu także nawiązywał do tego właśnie fragmentu. może wreszcie odważyłem się, żeby spróbować. albo przynajmniej zabieram się do przejścia przez burtę. kroczyć wreszcie swobodnie po morzu smutku, być ponad tym, nie tonąć. paradoksy.
jesteście tam jeszcze? a Ty jesteś?

sobota, 16 kwietnia 2011

post

wszystko, co odrywa od rzeczywistości, jest krokiem w tył. za chwile wycofania płaci się w momencie powrotu, i płaci się strasznie. utrata kontaktu ze światem sprawia, że miejsce, z którego się wycofujemy potwornieje, zarasta chwastem obcości, znów staje się tak dzikie i nieprzyjazne, jakim było, zanim je niegdyś z trudem oswoiliśmy, znów nie ma w nim dla nas miejsca. a mimo to pokusa ucieczki nie odstępuje na krok.



czwartek, 25 listopada 2010

ucieczka samotnika

"I oto jest życie bogów i bogom podobnych, szczęśliwych ludzi: wyzwolenie od wszystkiego, co tutaj, życie nie znajdujące upodobania w tym, co tutaj - ucieczka samotnika do Samotnika."
mimo całej fascynacji tym zdaniem, chyba przestałem już w nie wierzyć.
przecież Samotnik od dawna jest tutaj.
i tu też jest miejsce wszystkich innych samotników.
życie, pochłoń mnie.

poniedziałek, 22 listopada 2010

na ich odejście

Kiedy przyszedłeś, pojawiłeś się pośród nas jako nieznajomy, zupełnie obcy. Mówili: wskazała go gwiazda, to z niej przyszedł, z niej zstąpił na ziemię. A przecież widzieliśmy cię nagiego w nędzy ciasnej groty, z dwójką wygnańców. Patrzyliśmy pół ciekawie, pół drwiąco. Różna była droga na Olimp, może i ten go dosięgnie, myśleliśmy z niedowierzającym cmokaniem. Słabowite początki: żadnych skradzionych stad, zduszonych węży, kpin z odwiecznego porządku. Niemowlęcy płacz, potem zbyt poważne oczy cichego chłopca. Ten i ów mówił: rodzi się siła. Wzruszaliśmy ramionami – gdzie nam, nimfom i faunom, bóstwom traw, powietrza i wody, a gdzie tobie. Gdzie twoje królestwo. Potem przestałeś milczeć. Słuchaliśmy. Słuchaliśmy ze zdziwieniem, z niezrozumieniem, a w końcu z mieszaniną pogardy i fascynacji. Nowe słowa, tak obce jak ty, tak nieznane jak ty sam. Któż mógłby ich słuchać? A przecież znaleźli się tacy. Znaleźli się i spośród nas. W podmuchu wiatru, w falach morza, wśród kamieni pustyni. Towarzyszyliśmy ci do końca. Obserwowaliśmy z dala. Tak, teraz możemy to powiedzieć: patrzyliśmy z podziwem, choć podziw przyszedł późno. Kto wyciąga swe ręce i daje je przybić, kiedy trawy szepcą: zostań, będziemy cię kołysać, aż wszystko się skończy? Kto mówi: ja jestem, kiedy wszystko upada w mrok. Staliśmy kołem wokół krzyża, wtedy jeszcze, kiedy już wszyscy odeszli. W spadającej ciemności niektórzy zaczęli rozumieć. A gdy wróciłeś, strwożeni pierzchliśmy w głębiny i ostępy. Przecież nikt z dawnych nie wrócił. Wtedy zaczęliśmy odchodzić. Patrzyliśmy jeszcze długo, przez stulecia, z dala jak przedtem, patrzyliśmy smutno: stara pieśń brzmiała coraz ciszej. Nikt z nas nie mógł ostać się w twoim królestwie. Odeszliśmy.