czwartek, 3 grudnia 2009

* * *

Nie było o czym marzyć. W pustych świątyniach tęsknoty echo niosło i zwielokrotniało moje kroki, jakby było nas wielu. Nawet kiedy zamierałem w bezruchu, by przekonać samego siebie, że to tylko złudzenie, kroki wciąż rozbrzmiewały, coraz cichsze i odleglejsze, jakby ktoś oddalał się, niknąc w cieniu naw i krużganków. Wstrzymując oddech wtulałem się w zimną krągłość kolumn i błądziłem bezwiednie palcami po ich gładkiej powierzchni w poszukiwaniu skazy. Świt był jeszcze daleko. Razem z nim czekałem na wołanie dzwonów.

piątek, 27 listopada 2009

ja, piłat

Stojąc przed Piłatem, powiedziałeś mu z naiwną prostotą: „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu”. A on, człowiek ćwiczony w retoryce, dźwigając w sobie gorzkie brzemię nauk, które wyniósł był jeszcze ze szkolnych lekcji filozofii, odparł smutno: „Cóż to jest prawda?”. I ja z nim pytam, bo nie wiem, a tak bardzo jej pragnę. To co miałem do tej pory, czym wymachiwałem i tłukłem po łbach jak cepem przy każdej okazji, w ferworze walki nie szczędząc razów i samemu sobie, to było wypełnianie martwej litery, z której niczego nie zrozumiałem. Czekam na Twoją prawdę. Czekam z lękiem, bo nie wiem, czy ją udźwignę w swoim brudnym sercu.

sobota, 14 listopada 2009

doskonała czerń

czarne ubrania zasłaniają rany, ale ich nie goją. głośna muzyka zagłusza myśli, ale ich nie ucisza. im doskonalsza staje się wewnętrzna czerń, tym trudniej nie dostrzegać, że tam, w głębi, płonie światło – milczące źródło ostatecznych pytań i odpowiedzi. odarty ze wszystkiego, z emocji, wyobrażeń i kształtów, obnażony ze wszelkich pozorów, bezsilnie drżę, kiedy pada na mnie jego blask. skryłem się w najgłębszym sobie; nie ma już innego miejsca gdzie mógłbym się schronić. czekam na cud wyzwolenia.

wtorek, 27 października 2009

z oblężonego umysłu

blisko do szaleństwa. cichego, bez fajerwerków. kiedy zamiast sytuacji, w której to co jest, warunkuje to, co chciałoby się, żeby było, zaczyna być zupełnie odwrotnie. światy równoległe przesłaniają rzeczywistość. głowa przestaje sobie radzić z tym, co dookoła, ale wciąż mówi, uśmiecha się, działa, jakby nic się szczególnego nie działo. myśl zwalcza myśl, głosy zwielokrotniają się, zmieniają w zgiełk, hałaśliwy bełkot. a w głębi rozpaczliwe pragnienie: być jak trzeba, bez zarzutu, bez winy.

niedziela, 18 października 2009

* *

"as you sit by my side
confess to my your fears"
dotknąć milczenia twojej tajemnicy. usłyszeć jak szepczesz coś, z czego nie zwierzyłaś się jeszcze nikomu. poznać najgłębszy sens każdej z liter twojego imienia. wejść w twój mrok, zasnąć w twoim ogrodzie. stać się obcym samemu sobie.

wtorek, 13 października 2009

la musique

"Muzyka porywa mnie często jak morze!
Pod mglistym sklepieniem
Płynę ku mej gwieździe w bezkresnym przestworze,
Wiedziony od brzegu przez jej blade lśnienie."

Tibi, astrum meum pallidum.

czwartek, 24 września 2009

harmonia

Przestać sycić się wciąż tymi samymi dźwiękami. W końcu to tylko jeden ton w wielkiej harmonii, być może fałszywy. Zatopić się w jedynej, niemilknącej melodii, która przenika wszystko. Zamienić bezładny strumień myśli w nieustanny, mechaniczny psalm. Odnaleźć częstotliwość Boga.

sobota, 19 września 2009

władcy

władcy przeglądają się w oczach swych poddanych
ich korona nie jest złota
póki nie oślepia onieśmielonych spojrzeń
ich słowa nie mają znaczenia
dopóki nie stają się prawem
są samotni
bo w oczach ludu
król jest tylko jeden.

czwartek, 10 września 2009

kapsw an

Zamierającym krokiem idę wzdłuż martwopłotu. Z nieba kropi łagodnie stężony kwas – ot tyle, by zapiekły przyschnięte rany. Przecierając zaczerwienione oczy, szukam na horyzoncie mojej gasnącej gwiazdy. Dzień znów zaczyna się od zmierzchu.

wtorek, 25 sierpnia 2009

cache - cache

ja i nadzieja
bawimy się w chowanego:
każde z nas oszukuje.
kiedy kryję, odliczam bez końca,
patrząc ukradkiem dokąd odchodzi -
potem szukam zupełnie gdzie indziej.
ona, wbrew wszelkim regułom,
cynicznie udaje węglarza,
albo zmiętą paczkę papierosów:
choćbyś się otarł - nie poznasz.
w końcu, znudzeni, zziębnięci,
witamy się z wymuszonym uśmiechem.
potem wracamy do zabawy.

czwartek, 20 sierpnia 2009

*

przestrzeń czysta. bez miejsc skażonych emocjami, wciąż jeszcze zaludnionych przez nasze cienie, rezonujących wypowiedzianymi słowami. gdyby czas i przestrzeń można było zrolować jak dywan i oddać do pralni. polać wybielaczem, odplamić, nasączyć zapachem sztucznego raju. i jeszcze w to wszystko uwierzyć. z czasem pewnie i to.

piątek, 31 lipca 2009

najfeld

z ponurą satysfakcją prezentuję elementarny brak wychowania, arogancję, cynizm i złą wolę pani europosłanki Senyszyn. wszystkim polecam stronę www.mamproces.pl, na której Joanna Najfeld relacjonuje wydarzenia z procesu, jaki wytoczono jej z powodu nieustraszonej krytyki zabijania dzieci nienarodzonych.


czwartek, 16 lipca 2009

zapomnienie

to jedyne, czego pragnę.

poniedziałek, 6 lipca 2009

stacja wierzbno

Było wczesne popołudnie, oślepiające, kwietniowe słońce lało się na bruk, zziębnięte chodniki grzały swe grzbiety jak koty. Byłem już po zajęciach i szedłem raźno, rozmyślając co, gdzie i za ile zjeść. Nie znałem w okolicy żadnego sensownego miejsca, za to tuż obok ziało zejście do metra. Wystarczyło wsiąść i podjechać choćby jeden przystanek.

Pokonałem pierwsze schody, drzwi i bramki biletowe. Zbiegając w dół obrzuciłem peron szybkim spojrzeniem. Kierunki - Kabaty, Młociny, sporo ludzi na platformie stacji, coś zaraz pewnie nadjedzie, tak!, właśnie wjeżdżało. Wsiadłem wypełniony satysfakcją, która towarzyszy mi zawsze, kiedy nie tracę czasu na oczekiwanie. Pomknęliśmy czarnym tunelem.
Wjazd na stację - Wierzbno. Wierzbno? Chciałem w drugą stronę ... Co za gapa ze mnie. Wysiadam, mijając jakichś angielskojęzycznych. Wolnym krokiem zmierzam niby to do wyjścia; jak tamto odjedzie, to sobie usiądę i poczekam na pociąg w przeciwnym kierunku - po co ma ktoś wiedzieć, że się pomyliłem?
Siadam. No to teraz mam dwie stacje do przejechania. Patrzę na ekran - minuta pięćdziesiąt ..., minuta czterdzieści ... poprawiam plecak na kolanach ... nasłuchuję ... WJAZD! Już wjazd!? Przed chwilą że minuta, ale cóż, minuta to tylko parę sekund.
Tunel wypluwa wagony. Znowu wsiadam. Zaraz pierwsza stacja, potok ludzi wlewa się, wylewa; byle na nich nie patrzeć. No, teraz moja. Metro zwalnia, wtaczamy się na peron. Dziarsko wysiadam, praktycznie nikt inny ze mną. Tabliczka z nazwą stacji - Wierzbno. Rozglądam się oniemiały. Jak..., jak ..., przecież ja tu właśnie z Wierzbna, a tu Wierzbno!?
Przez krótką chwilę kręcę się w kółko, ale szybko przywołuję się do porządku. Ludzie patrzą ... spokojnie ... przecież to jakieś nieporozumienie ... zaraz wszystko się wyjaśni.
Udaję przed samym sobą, że wszystko gra. A co to, na Wierzbnie nigdy nie byłem, czy jak?

Pilnując ile sił, by rodzący się w głowie chaos nie odbijał się na twarzy, wsiadam w pierwszy pociąg w przeciwną stronę. Zajmuję miejsce, z trudem powstrzymując się przed nerwowym zerkaniem na wszystkie strony. Kątem oka pochwycam smutne spojrzenie psa rozpłaszczonego na podłodze.

Czuję, że pęd wagonów słabnie - zaraz dowiem się, gdzie właściwie jestem i może dojdę jakoś spokojnie do tego, w jaki sposób wszystko pomieszałem. Czasem jak się człowiek zapętli, to aż nie do wiary ...

Wjeżdża peron. Kałuże bladego, sztucznego światła lśnią na gładkiej posadzce. Podnoszę się, spoglądając znad okularów. Pierwsza tabliczka z nazwą stacji przelatuje zbyt szybko. Nie patrząc bezpośrednio przez szkła widzę tylko niebiesko - białą plamę. Poprawiam okulary. Stajemy.

Teraz widzę już doskonale. Dotarłszy w okolice drzwi zastygam niezdolny do kolejnego kroku. Ktoś przepycha się koło mnie, prychając ze złością. Stoję, póki sygnał nie obwieszcza odjazdu. Przerażony wzrok wpija się w niknące, białe litery: Wierzbno.

Nieprzytomnie osuwam się na miejsce, z którego wstałem. Zamykam oczy i odchylam głowę. Gdy pociąg zwalnia po raz kolejny i kolejny, nie muszę patrzeć, żeby wiedzieć gdzie jesteśmy. W szumie pędzących wagonów słyszę głos wsączający się w moje myśli: Nie wysiadaj, jedź dalej - przed tobą mrok ...

czwartek, 25 czerwca 2009

spotkanie

Jak zwykle czekasz na dnie upadku. Z początku trudno Cię rozpoznać, jakoś inaczej zapamiętałem Cię z obrazków, które rozdawała siostra Danuta na pierwszych katechezach. Bez flagi w ręku i aureoli, bez słodziutkiego baranka i amerykańskiego uśmiechu. Stoisz zwyczajnie z rękami w kieszeniach. A co - pytasz, wzruszając ramionami - myślałeś, że nigdy nie siedziałem na sedesie, nie miałem porannego wzwodu, nie patrzyłem na kobiety? Jak inaczej mógłbyś we mnie uwierzyć?
Chwilę milczymy, ja tak trochę z boku, nieco obrażony. W końcu macham ręką. Znów odchodzimy razem w kierunku światła.

środa, 24 czerwca 2009

szara wiara

zakpiłaś ze mnie wiaro
starczyło cię ledwo by zastygać
w pozach marmurowych mówców
by prężyć się z dumą na starcie
zawiodłaś w biegu

piątek, 19 czerwca 2009

kakangelia

Brnę w mroku. Jest ciepło i duszno. Jest cicho. Przyszedłem złożyć tu żałosne szczątki nikłych wysiłków, które spełzają na niczem. Spazmatycznych drgań dobrowoli. Każdy, który dopuszcza się nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się doń, by nie potępiono jego uczynków. A mrok uosabia to, co możemy powiedzić o Bogu. Nieznany, niewidzialny, nieodgadniony. Zanurzam się głębiej i głębiej. Mrok uspokaja, otula, oddziela. Czuję jak pulsuje Twoimi nie-słowami, jak wlewa się w żyły, opływa serce, zabiera myśli. Gdy patrzysz na nas z drugiej strony ciemności, sam będąc ciemnością, czy człowiek też zdaje Ci się mrokiem?

sobota, 6 czerwca 2009

zmierzch

O zmierzchu
Samotność staje się ciałem
Tęsknota otula z czułością kochanki
Wiesz, że musisz iść
Zanurzyć się w barwną melancholię neonów
Poczuć ciernie przypadkowych spojrzeń
Stracić imię
Na chwilę przestać istnieć.

wtorek, 2 czerwca 2009

umieranie: ćwiczenia wstępne

W niedzielę usłyszałem w konfesjonale słowo, które wypełniło mnie chłodem. Nie od razu pojąłem jego tępą grozę, zbyt przejęty wyznawaniem mojego słodkiego nieszczęścia. Lecz potem dotarło do mnie aż nadto wyraźnie: obumieranie, tak, powiedział: 'obumieranie'.
A więc dotarłem już niepostrzeżenie, czy też raczej świadomie tego nie dostrzegając, do punktu, w którym mam już tylko dwa wyjścia: upaść lub powstać. W tej dziwnej pozie, w której zastygłem, którą przybrałem, by mamić samego siebie i innych, już dłużej nie wytrzymam. A jeśli jakimś cudem ją utrzymam ani nie powstając, ani nie upadając, stanę się w końcu jak stare, powykręcane drzewo, martwe i bezlistne. A bardziej jeszcze prawdopodobne, że znaczenie wcześniej upadnę. To tylko jeden krok.
Niby wszystko jasne. Ale nieszczęście jest naprawdę słodkie, tak słodkie, że na myśl o wykorzenieniu go wzbiera ślepy bunt, rodzi się krzyk, wycie skłębionej masy emocji, instynktów i uczuć. Wszystko drga, miota się, rwie się w pierwotnym porywie do życia, które nie zna żadnych praw, żadnych zasad, które jest jednym dzikim tchnieniem. A tu nagle trzeba umrzeć. Nie opanować się, nie uspokoić, tylko zwyczajnie umrzeć.
Rozglądam się dokoła w niemym zdziwieniu. To wszystko z Ciebie, dla Ciebie, przez Ciebie, a teraz moje serce ma obumrzeć. Tak jak musi to uczynić Twoje, jeśli nie chcemy już się dręczyć.
Możesz mnie pytać dlaczego, i że jak to właściwie wszystko się stało, i czy nie mogłem zupełnie inaczej. Ale ja sam tego nie rozumiem. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi.
Pozwolić miłości w rozkwicie obumrzeć. Może to właśnie jest prawdziwy dowód tejże miłości. I On umarł z miłości, żebyśmy mogli żyć.

wtorek, 12 maja 2009

henryk IV

"Oto leży człowiek, zawsze taki silny i wytrwały, teraz słaby i bezbronny, jak to bywa, gdy śmierć się zbliża: śmierć żołnierza Henryk pozna nieomylnie. Wie, kiedy można jej jeszcze uniknąć, a kiedy już nie. Unosi głowę i ramiona swego marszałka znad ziemi, która je niebawem przykryje. Patrzą sobie w oczy z powagą pożegnania u kresu wędrówki. Byliśmy wrogami: stąd bierze się i trwa nasza niezłomna wierność. Nie zapomnij mnie, nie możesz mnie zapomnieć: I ty także, tam, gdzie cię powołają. Do zobaczenia. Lecz nie, jakżeż ujrzymy się, skoro te oczy zetleją, rozpadną się w proch i pył? Henryk patrzył w nie tak długo, aż oczy przyjaciela zastygły, zaszły bielmem."

"Dzięki wojnom i zwycięstwom zdobywamy królestwo, lecz nie zdobędziemy tej pięknej gwiazdy, w którą chcielibyśmy patrzeć, dopóki sami nie zgaśniemy"

niedziela, 10 maja 2009

avalon

"Avalon - legendarny ląd, wyspa jabłoni i mgły.
Avalon to elfów ląd, na który dziś przybywa bohater.
[...]
Idź walcz i giń piękną zaszczytną śmiercią,
W ostatniej tej bitwie bohater padnie
I wkrótce przybędą zastępy duchów,
Wszystko ogarnie pomrok wieczorny,
Czarna zapadnie noc
.

Avalon - legendarny ląd,
Bohater wyrusza tam.

Avalon to elfów ląd.
Avalon to rajska wyspa cieni,
Zaklęta Wyspa.
Statek wyrusza w nieznaną drogę. Avalon
... "
Kenji Kawai - [Avalon #12] Voyage to AVALON (Orchestra)

czwartek, 23 kwietnia 2009

niyaz

Pewnie już polecałem, ale chciałbym polecić raz jeszcze. Pani ma piękny głos, muzyka, szczególnie w refrenach, me prends comme une mer. Podczas solówki, która zaczyna się po 3:20, przymykam oczy i kręcę głową w lewo i w prawo. We wcześniejszej twórczości wokalistka (Azam Ali) fascynowała się wyraźnie DCD i naśladowała ich z mrocznym wdziękiem. Niech to starczy za rekomendację. Podoba Ci się?

niedziela, 19 kwietnia 2009

przedświt

A oto i godzina piąta. Szarość przedświtu. Zaglądam w magiczne okienka komunikatorów. Są wygasłe, bez życia. Czerwone słoneczka śpią, podobnie szare iksy. Zastygłe słowa opisów jak nagrobne sentencje. Przymykam zmęczone oczy. Też chciałbym być teraz u bram Istambułu.

piątek, 17 kwietnia 2009

słoneczniki

Udając, że nie patrzę, widzę, że robisz to samo. Odwzajemniam pogodny uśmiech, a znaczy on: gorycz przepełnia już brzegi. Splątany dwugłos wciąż wsącza się w myśli. Pierwszy: "Iluzja, ciemność, odwróć się, patrz w okno - szli za nicością i stali się niczym". A drugi: "Co masz czynić, czyń prędzej".
A była noc.

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

przebudzenie II

sny to tylko czerń
i obrazy
oprawione w jej ciężkie ramy:
spojrzenia - las - objęci.
nasze życie toczy się tam wciąż
bez nas.

piątek, 3 kwietnia 2009

piękny dzień

Spadał już wieczorny chłód
Gdy pytałem siebie
Czy wolno mi być smutnym.

środa, 1 kwietnia 2009

zanikanie

Znasz li te miejsca? Niedługo już ich nie będzie. Kiedy robiłem te zdjęcia, z wieży pobliskiego kościoła odezwał się kurant, odgrywając niemal dokładnie te dźwięki, które otwierają "Mare Erythraeum" Evoken. Możesz sobie wyobrazić, co poczułem. A teraz zrób tak: włącz zamieszczony pod spodem kawałek i oglądaj zdjęcia.




sobota, 28 marca 2009

strumień

Wyszedłem rano z domu i ociągam się z powrotem. Jadłem obiad, potem lody, potem snułem się po płytach i książkach. Patrzyłem na most. Tam też nie jest dobrze, ale gorycz przynajmniej jest słodsza. A taka była moja mantra:

Zawsze miałem poczucie, że piękno przesycone jest goryczą. Teraz gorycz stała się już nie do zniesienia.

Za swój największy grzech poczytuję sobie poczucie nieszczęścia. Mam dwie ręce, tyleż nóg, dach nad głową i coś do jedzenia, a mimo tego jakoś tego nie mogę docenić. Zaczynam się obawiać, że przekornie i edukacyjnie zostanie mi to odebrane.

Rano pracowałem, a praca ta polegała na aranżacji muzyki i tańca. Dotarło do mnie, chyba po raz pierwszy jasno, że samo granie bez tańca jest połowiczne. Muzyk bez tancerza to tylko pół szaleństwa. Kobiety w tańcu stają się piękniejsze. Te, które i tak są piękne, stają się piękne wprost nie do zniesienia. Patrz początek mantry.

A ta syrenka koło mostu, to podoba mi się głównie z dwóch powodów. I są to dość duże powody.

Zawsze chciałem być idealny. No i doczekałem się.

Rzeka przepływała obok, ale nie chciała porwać moich myśli. Niewierna rzeka.

Wszystko ma swój sens. Tylko jaki?

J'ai toujours su que mes rêves fragiles seraient brisés pour toi.

Przeklinam Platona i całą jego bandę. Niech sami wznoszą się do Absolutu.

niedziela, 22 marca 2009

mdb

"There's a portrait there
That looks just like me
In great Babylon
Right down by the sea"

wtorek, 17 marca 2009

ulotność

Piękno świata przejawia się nagle, bez ostrzeżenia, jak fala omywająca brzeg i powracająca do morza. Chmura ptaków na ciemniejącym niebie, chwila, gdy w deszczowy dzień słońce nieoczekiwanie oświetla ziemię, rozpryskując się w milionach świetlistych kropel, zarys dziewczęcych bioder przegiętych w nieświadomie zmysłowym ruchu. Kończy się i zaczyna w mgnieniu oka, nim zdołasz się zachwycić – gaśnie.

sobota, 14 marca 2009

kościół

Zniszczą krzyże, zburzą katedry, rzucą na stos święte obrazy. Wiatr będzie wpadał ze świstem przez puste okna papieskiego pałacu. A Kościół będzie trwał.

czwartek, 12 marca 2009

mgła

Następnego dnia rano, około godziny szóstej, mijałem przystanek, na którym się rozstaliśmy. Most wisiał w szarości, mgła spowijała zimną rzekę. Gruba Kaśka, twoje przeciwieństwo, majaczyła w porannym oparze jak posępne zamczysko okolone rzędem małych światełek. Spojrzałem na przystanek, czy nie stoimy tam jeszcze, czy tamta chwila nie trwa wciąż w tym przedziwnym miejscu. Było pusto. Dokąd odeszliśmy?


niedziela, 8 marca 2009

dzwony

Słyszeliście dziś wieczorem dzwony? Ich dźwięk dochodził z oddali, kołysał się miarowo, cichł i narastał, spiżowy i dostojny. Właściwie wciąż jakbym je słyszał.

piątek, 6 marca 2009

iluzjołamacz

Iluzja. Kiedy przychodzi, czuję wewnętrzne poruszenie, mam ochotę wyjść i iść przed siebie, choć właściwie nigdy nie wiem dokąd miałbym pójść. Iluzja nie przychodzi sama. Towarzyszą jej splątane emocje i zepchnięte w głąb duszy pragnienia. Pojawia się potrzeba muzyki, długich, smutnych dźwięków, tęsknych pejzaży, bezkresnych, mroźnych przestrzeni, zmierzchu i gasnącego widnokręgu. Pojawia się też paradoksalne pragnienie samotności we dwoje, jednoczesnego bycia samotnym i przeżywania tej samotności z kimś innym, gdzieś w nieokreślonym, odległym miejscu. Ten ktoś jest rzecz jasna kimś idealnym, z reguły osobą mi znaną, lecz na tyle słabo, by móc poddać ją idealizacji.
Iluzja jest zapewne jakąś kompensacją wycofania się z codziennych działań. Im mniej życia prawdziwego, tym więcej utajonego. Iluzja wydaje się płodna - czasem, jeśli zupełnie nie obezwładnia, inspiruje do pisania, ale to, co powstaje, jest przesiąknięte aurą tęsknoty i wyraża właściwie smutną bezsilność. Z perspektywy czasu widzę, że z iluzją trzeba raczej walczyć, niż się jej poddawać. Skuteczną metodą jest eksplorowanie swych zainteresowań, spotykanie się z przyjaciółmi, jednym słowem - aktywne życie zewnętrzne.

sobota, 28 lutego 2009

autopoema

Proste i naiwne, a jednak czarujące:

"I ...
I walk ...
I walk alone
Not because I'm lost
But because I want to. "

I dobrze współgra z poprzednim wpisem.

czwartek, 26 lutego 2009

głód

Głód iluzji jest najtrudniejszy do zniesienia. Nie głód samego ciała czy ciepła, samych włosów i oczu, ale głód ich iluzji właśnie. Niepoznanego piękna i niezaznanej rozkoszy, tych miejsc, w których się nie spotykaliśmy, słów, których nie wypowiedzieliśmy, tej ciszy, która nie była naszym udziałem.

środa, 25 lutego 2009

przebudzenie

Podniosła się wolno, sprężyście i stanęła smukła i biała jak boginka. Dwa niesforne loki wysunęły się z upiętych włosów, spływając na policzki i usta, igrając z oddechem. Lekko podkrążone oczy patrzyły na mnie bez lęku, wyczekująco. Byliśmy jak Odys samotny i białoramienna Nauzykaa.

wtorek, 24 lutego 2009

ukryj twarz

W jakie jeszcze nowe kłamstwo mógłbym uwierzyć? Jakiej nowej iluzji mógłbym poddać się bez reszty? Jaką mógłbym jeszcze wielbić Bestię?

czwartek, 22 stycznia 2009

powidok

W zapadającym zmierzchu
Wspominałem twoje imię
Było zbyt zimno by myśleć
Mrok gęstniał
W smutną czerń twoich oczu
Bezwiednie powtarzałem:
To się nie mogło wydarzyć
To
się nie mogło
wydarzyć