piątek, 5 listopada 2010

przez miasto, przez noc

nocny, przed chwilą; ścisk, wokół ludzie, ich kebaby. szybki przegląd dnia w mętnym zwierciadle zaparowanych szyb (tu przecież nic, tylko myśleć). nie było źle, przynajmniej z początku. potem, potem niepotrzebnie, ciągle to samo bagno. wieczór przywrócił względny porządek. szczęśliwie pozostaje jeszcze przynajmniej jutro. czasami aż dziw, skąd ta nadzieja. a jednak.

8 komentarzy:

słodko-winna pisze...

Niezmordowana i wiecznie zielona. A w przejściu podziemnym, dusznym od bezdomności, unosi się jakiś ciepły evergreen...

Latarnik pisze...

Też się czasami dziwię skąd w ludziach nadzieja, ale dobrze, że jest :)

Kopacz pisze...

Może i tak ( w odzewie komentujących). Ja tam aby tylko własną facjatę, wobec tego kebabowego ścisku zachować mógł!

madmargot pisze...

Co to za niesamowite dzwięki ?
A co do nadzieji, no cóż mam włąsne zdanie na ten temat...ponoć umiera ostatnia i ci co tu wchodzicie porzućcie wszelką...

Anonimowy pisze...

"J'écrivais des silences, des nuits, je notais l'inexprimable. Je fixais des vertiges."

Anonimowy pisze...

Królu,
ludzie przede mną powiedzieli już tyle mądrego... nadzieja to środek znieczulający, skuteczny. nie wyleczy, ale przynajmniej nie boli :-)

_ pisze...

boję się

m. pisze...

Nadzieja, tylko ona nas podtrzymuje, trzyma przy życiu, abyś my się starali do końca, gdy już jej zabraknie wtedy właśnie zapada długa noc i słońce nie wschodzi...
Pozdrawiam